piątek, 24 lipca 2009

przestrzeń publiczna, czyli dla ludzi stworzona

To tu, to tam słyszymy, że gdzieś powstają przestrzenie publiczne, że coś dzieje się w przestrzeni publicznej czy też, że koniecznie potrzebujemy przestrzeni publicznych. Nie jest jednak wcale jednoznaczne i oczywiste czym przestrzeń publiczna jest. I nie zawsze mamy świadomość, jaka mogłaby być.

Wiadomo, że przestrzeń publiczna to coś dobrego. Często więc spotykamy się z tym określeniem, najczęściej jednak używanym nazbyt lekkomyślnie, bezrefleksyjnie. Nie każdy rozumie te słowa tak samo. Wielu nie rozumie ich wcale.

Jedna z najlepszych jaką znam definicji owej przestrzeni brzmi tak: jest ona tam, gdzie obcy spotyka obcego. Nie wiem kto ją wymyślił, mnie nauczył jej architekt Michał Owadowicz. Co prawda, nie zawiera ona recepty na ich tworzenie, pozwala jednak ocenić te istniejące. Kładzie nacisk na różnorodność użytkowników.

Celem mojego projektu jest stworzenie 'kawałka' dobrej przestrzeni publicznej na Skarpie Warszawskiej. Wydaje mi się celowe dodać w tej materii parę słów od siebie.


Publicus

Słownik języka polskiego tłumaczy pojęcie 'publiczny' jako:

"dotyczący ogółu ludzi, służący ogółowi, przeznaczony, dostępny dla wszystkich"
[fragment definicji z: Słownik języka polskiego, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1979]

Wydaje mi się, że definicja taka bardzo trafnie dotyka sedna. Zauważmy: fakt, że coś nie jest prywatne, nie oznacza, że od razu staje się publiczne. Nie każdy nieogrodzony kawałek trawnika, którego właścicielem jest miasto, staje się automatycznie publiczny. Musi służyć i być dostępny. Dla wszystkich. Duża część obszarów Skarpy Wiślanej nie jest jeszcze publiczna.

Warto przełamać binarną logikę, zgodnie z którą brak zamknięcia oznacza otwarcie. Taka logika bywa logiką tłumaczenia lenistwa. Gotowość do wykonania wysiłku łączenia (udostępniania) szczególnie konieczna będzie w mieście, na temat którego Arystoteles napisał te często powtarzane słowa o wspólnym życiu dla wspólnego dobra. O ile chcemy, żeby z tych słów coś jeszcze pozostało.


Wykluczeni

Choć to fakt wstydliwie przemilczany, który stale zacierany jest przez eksponowane hasła tolerancji dla grup odrębnych religijnie, etnicznie czy seksualnie, musimy pamiętać, że w pierwszej kolejności bezlitośnie wykluczoną grupą społeczną są od zawsze niepełnosprawni. Nie homoseksualistów lecz niepełnosprawnych zrzucano w Sparcie ze skały.

Logika wykluczenia niepełnosprawnych jest tyle prosta co nieredukowalna: każda grupa społeczna część jednostek w swoim gronie określa mianem niepełnosprawnych. Niepełnosprawny to ten, kto nie posiada cech niezbędnych do podjęcia życiowej walki, czyli również walki o swoje prawa. Może te prawa otrzymać jako dar od jednostek silniejszych. To jedyna droga.

Dopóki wartość człowieka oceniana będzie przez pryzmat jego użyteczności (siły), dopóty istnieć będzie spory margines społeczny bez szans na bycie dostrzeżonym. Niepełnosprawny nie jest dostrzegany, bo siedzi w domu. Siedzi w domu, bo otoczenie nie jest dla niego przystosowane. A tego nie przystosowuje się, bo problem nie jest dostrzegany. I tak bez końca.

Wszystkie inne mniejszości wychodzą na ulicę i domagają się praw. Niepełnosprawni na ulicę nie wyjdą. Ulice nie są dostosowane. Zostaną w domu.

Wykluczenie i płynąca stąd samotność to prawdopodobnie największe okrucieństwo jakie zadajemy drugiemu człowiekowi.


Moderna

Moderniści z wiary w typizację i powtarzalność (a również z narzuconej przez nie konieczności) stworzyli model człowieka typowego, every-man'a. Takim człowiekiem uśrednionym był Modulor Corbusier'a. Wzięto pod uwagę ludzi niskich, średnich, wysokich (jednym słowem, choć tylko pozornie: wszystkich ludzi) i uznano, że np. wysokość blatu wygodna dla every-man'a będzie w miarę wygodna dla wszystkich, a wysokość włącznika światła w pokoju dla wszystkich dostępna. Zupełnie poprawnie logicznie. Ujednolicono tak niemal wszystkie wymiary: od wielkości talerzy i szklanek, po wymiary schodów, korytarzy albo jasność i głośność sygnalizacji publicznej.

Dla wszystkich, którzy znaleźli się w grupie poddanej uśrednianiu te rozwiązania są istotnie poprawne. To wielkie dokonanie modernistów. Jednak nie wszystkich uwzględniono. Uśrednianie to rodzaj kompromisu. I części ludzi nie uznano za godnych współuczestniczenia w tym kompromisie. Ci zostali bezwzględnie wykluczeni.

Zygmunt Bauman odpowiadając na pytanie, jaka najważniejsza nauka płynie dla nas z doświadczeń XX wieku, zwraca uwagę na ten właśnie problem. Spektakularny, jak pisze, sukces nowoczesności okupiony został odpowiednio wysoką ceną:

"Dzielenie, odseparowywanie i wykluczanie były i pozostają podstawowymi instrumentami mordu kategorialnego i w żadnym razie nie można wykorzystać ich w roli środków zapobiegawczych." [Bauman 2007,s.113] A mord kategorialny - Holokaust, nie byłby możliwy "poza granicami społeczeństwa nowoczesnego. (...) To nowoczesność umożliwiła Holokaust."
[Bauman 2007,s.83-84]

Dziś nie dokonuje się, przynajmniej w Europie, mordów kategorialnych. Problem jest jednak aktualny. Między innymi, to właśnie działania przestrzenne (architektoniczne) mają wyjątkowo dotkliwe konsekwencje. Spychanie niepełnosprawnych na margines jest jednoznaczne z powiedzeniem im: ta ulica nie jest dla was, to miasto nie jest dla was, świat nie jest dla was. Przemoc fizyczna przyjęła postać przemocy strukturalnej. Wykluczeni pozostali wykluczonymi.


Łączyć zamiast dzielić

Swoją wypowiedź Bauman podsumowuje: "Podcięcie korzeni ludobójczym skłonnościom wymaga niezgody na stosowanie podwójnych standardów, odmienne traktowanie i tworzenie podziałów (...)"
[Bauman 2007,s.113]

Ważne jest, aby być świadomym, że większość aktualnych dziś norm pochodzi z czasów modernistycznej gorączki. Na ich podstawie opiera się także obowiązujące w Polsce prawo budowlane. Nie jest więc tak, że wystarczy spełnić normy i już wszystko jest w porządku. A tak, niestety często, wymogi dotyczące niepełnosprawnych bywają traktowane. Trzeba zrobić pochylnię, jedną większą łazienkę, to trudno. Ale wymóg taki to zbędny kwiatek u kożucha - myślą niektórzy.

Nie chciałbym być niesprawiedliwy. Jest oczywiście grupa ludzi zaangażowanych w zmienianie świadomości społecznej, działających na rzecz niepełnosprawnych. Są także architekci poszukujący rozwiązań przyjaznych, umożliwiających uczestnictwo w życiu publicznym możliwie szerokim grupom ludzi. Warto korzystać z ich doświadczeń. Ale szczególnie warto słuchać samych zainteresowanych. Dlatego zamieszczam na końcu schematy przygotowane przez stowarzyszenie INTEGRACJA.


Wniosek

Wydaje mi się konieczne tworzenie rozwiązań uniwersalnych dla wszystkich. Nie schodów dla zdrowych i pochylni z boku dla chorych. Nie wejść dla normalnych i bocznych wind dla gorszych. Jedno rozwiązanie dla wszystkich, to wspólny kompromis, na który godzi się dana społeczność. Umowa społeczna. Bycie dopuszczonym do kompromisu daje poczucie przynależenia do wspólnoty.

Normy prawne nie są żadnym gwarantem człowieczeństwa. Bądźmy wspólnotą, która kształtuje przestrzeń naprawdę publiczną - przestrzeń służącą ogółowi ludzi.












materiały zaczerpnięte z darmowej broszury ABC... DLA ARCHITEKTA
wydanej przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji

2 komentarze:

  1. Hmm widzę pewną nieściałość w Pana rozumiwaniu: na końcu daje Pan wniosek ze należy stworzyć normy dla wszytkich, a chwile wcześniej krytykuje powstanie takich wytycznych w epoce modernizmu.Więc sam pan doszedł do wniosku, że coś co jest idealne dla wszystkich nieistnieje. a robienie rewolucji w stylu zabijmy władzę, żeby wszyscy byli równi (a w rzeczywistości "zamieńmy się stołkami")nie jest chyba najlepszym pomysłem. Oczywiście nie twierdzę, że problem niepełnosprawnych nieistnieje, ale dlaczgo mamy przesadzać? od teraz Wszyscy bedziemy wchodzic do budynków po pochylniach żeby tym na wózkach było raźniej? to tak jak chęć feministek do równouprawnienia, które nie jest możliwe bo mężczyzna i kobieta się różnią. Faktem jest też że "równo nie znaczy sprawiedliwie"
    a to cytaty które mnie natchnęły do wypowiedzi:
    "Dla wszystkich, którzy znaleźli się w grupie poddanej uśrednianiu te rozwiązania są istotnie poprawne. To wielkie dokonanie modernistów. Jednak nie wszystkich uwzględniono. Uśrednianie to rodzaj kompromisu. I części ludzi nie uznano za godnych współuczestniczenia w tym kompromisie. Ci zostali bezwzględnie wykluczeni."
    "Wydaje mi się konieczne tworzenie rozwiązań uniwersalnych dla wszystkich. Nie schodów dla zdrowych i pochylni z boku dla chorych. Nie wejść dla normalnych i bocznych wind dla gorszych. Jedno rozwiązanie dla wszystkich, to wspólny kompromis, na który godzi się dana społeczność. Umowa społeczna. Bycie dopuszczonym do kompromisu daje poczucie przynależenia do wspólnoty."

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za rozważny komentarz. Tak, występuje tu niekonsekwencja i dobrze - jest konieczna. Wynika ona z niemocy podania prostego rozwiązania (szczególnie w ramach tak krótkiego tekstu). Samego powstania modernistycznych standardów nie krytykuję, tylko wymieniam ich wady. Właściwie to sam fakt ich znaczenia pochwalam.

    Jest też w komentarzu wyraźne przerażenie przed jakimś okrutnym zunifikowaniem świata tak, żebyśmy wszyscy wszędzie chodzili pochylniami. Oczywiście, nie ma się czego obawiać. Po pierwsze w moim projekcie wątek ten ma szczególne znaczenie, bo mowa jest w nim o przestrzeni publicznej mającej wyjątkowe znaczenie i powinna być ona w szczególny sposób ukształtowana. Poza realną dostępnością nie bez znaczenia jest też symboliczne zamanifestowanie pewnych wartości. Ale to wszystko dlatego, bo to wyjątkowo ważne, publiczne miejsce. Druga sprawa to pewien rozsądek, którego nie może nigdy brakować (od zawsze, niezależnie jakim kanonem by się nie posługiwano, jeśli traktowano go z dogmatyczną prostotą efekt był prostacki i często sprzeczny z wartościami leżącymi u podłoża owych dogmatów). Ja starałem się zachować taki rozsądek planując 'skrót' (normalne schody) biegnący pomiędzy pochylniami, nie będący jednak głównym elementem kompozycji przestrzennej.

    Czy 'równo nie znaczy sprawiedliwie'? Może tak. Platon przekonany o tym, że ludzie nie są równi zrozumiał przewrotną prawdę, że musi być nierówno, aby było po równo. I coś jest na rzeczy.

    OdpowiedzUsuń